Z pamiętnika kozaka cz.21


13 listopada 2019, 00:17

Dzień któryś...


Nie liczę już, przez chwilę było dobrze, ale wczoraj znowu się zjebalo, oczywiście przez to że chciałem od niej jakiegoś znaku życia, którego nie mogła mi dać prze dobrych kilka godzin mimo, że siedziała w domu i nie robiła nic konstruktywnego.. ile razy tu o tym pisałem - nie zlicze. No i oczywiście, ona co nie zrobi to jest źle i ona tak nie chce. No i się nie odzywam dziś cały dzień. Kolejny raz myślę że już nie mam na to siły. Dziś postanowiłem w ogóle się nie odzywać. Jeżeli tak wygląda jej proces dążenia do samodzielności i znalezienia siebie to niech tak robi, po co w tym ja, po co w tym moje emocje i słowa? Znajdzie siebie to sama napisze, albo się to rozpierdoli.. Nie wiem sam co o tym myśleć.
Smutne też jest to że nie mam nikogo kto mógłby z nią porozmawiać, każdy widzi co się ze mną dzieje a mimo to patrzy jak to się rozwinie, czuję się samotny, bardzo samotny i gubię się w tym październikowym worku emocji. Nic nie daje mi o tym zapomnieć, nic nie pozwala mi na to bym zaczął myśleć o czymś innym i nie wiem co by to musiało być i co się wydarzyć. Może ta cisza coś pomoże, może nie, nie wiem nic już nie wiem.
Siedzę na balkonie i odpalam szluga od szluga, piszę to i jest mi mega chujowo bez niej obok, jak między nami nie było to zawsze i tak było lepiej. Nic na to nie pomaga, ani ból mięśni ani głód, robię wszystko by moje cialo i głowa zaczęła myśleć o czymś innym, by skupiła się na tym co próbuje że sobą robić. Jedzenie mi nie smakuje, jem na siłę, bo coś muszę, ale to nie jest to, czuję się potym źle i nic to nie zmienia. Siłownia choć codziennie nie daje wystarczająco w kość w połączeniu z pracą, nie da się tego zabić, to czym to jest? Miłością? Tak wygląda miłość, to ból którego nie da się pokonać?
Nie czułem się nigdy jeszcze tak źle, nie czułem się nigdy tak żeby na nic nie mieć ochoty, nigdy nie glodowalem się a teraz trwa to już prawie 3 tydzień.
Nie wiem co mam tu napisać, ta chujnia w około mnie jak widok Warszawy z balkonu zdaje się nie mieć końca i nie wiem kiedy się skończy, nie potrafię się ruszyć z tego punktu na którym usiadłem niczym na gałęzi jakiś przestraszony smierdziel który boi się zejść z tego drzewa bo coś go moze opier*olic.
W snach obrazy przetaczaja mi się co noc, są złe nie dają spać i odpocząć, budząc się cieszę że już nowy dzień jednak trwa to chwilę i znowu wraca ten pojebany stan. Sztucznie próbuje wywołać w sobie szczęście, ale bezskutecznie.
Chciałbym żeby wróciła, chcialbym mieć dla kogo się starać i wracać do domu, chciałbym to naprawiać i rozwijać, chciałbym iść dalej, ale z nią za rękę, na rękach czy jadąc na wózku - byle z nią blisko.
Kupiłem jakieś dwa dni temu bilet na lot do niej jakoś pod koniec listopada, cieszyłem się na to i nic jej nie powiedziałem, no ale co z tego.
Nie wiem czy jest sens tam lecieć rozdrapywac to i próbować leczyć rany które do tego czasu zaczną ropniec na całym moim ciele.
Co gdy podczas tej wizyty dowiem się o czymś o czym nawet nie chce pisać? Nie wiem co wtedy zrobię, nie wiem. Ta samotność mnie zabija, powoli, boleśnie, niczym tortury które mają pokazać jak bardzo jestem słaby i że będę płakał i znosił ten ból nie mówiąc nic, grając silnego i niezlomnego, którego teraz nie ma.

Gdy to pisze na zegarze jest 2.15 kolejnego dnia. Minęły ponad 24 godziny jak nie odezwalismy się do siebie słowem, mimo że co jakiś czas sprawdzam wiadomości czy nie dostałem jej właśnie od niej. Balkon papieros i pełnia księżyca na którą wpatruje się zahipnotyzowany prosząc Boga by pomógł mi znaleźć rozwiązanie tej sytuacji, by dał mi siłę i rozum w celu wykonania dalszych kroków. Wpatruje się w niego chcąc przeczytać rozwiązanie lecz go tam nie ma, Bóg zawsze mnie słucha tylko czasem daje mi trudniejsza drogę do przejścia.
Boże za nią też chciałbym się pomodlić, by odnalazła siebie, swój cel w swoim życiu niezaniechajac przy tym tego co jest dla niej ważne jak mówi..

Dzień - 3 dni później

Nie odzywamy się do siebie juz trzecia dobę i choc ja mam zamiar to zmienić to nie zrobię tego. To czas dla niej, dziś miała interview, ciekawe jak jej poszło i czy wszystko idzie tak jak miało.. Hmm pewnie się tego kiedyś dowiem, może właśnie jak będzie to kiedyś czytać to mi opowie. Jutro zapewne będzie miała pierwszy dzień pracy na tym magazynie, no chyba że w poniedziałek.. Minął tydzień jak jest na miejscu, a ja czuję się jak by minęły conajmniej 3 tygodnie.. Jestem ciekawy jakie wrażenia będzie miała po pierwszym dniu pracy i czy fizycznie pociągnie tak pracować po 8 h dziennie robiąc to samo.. Karton, taśma, karton taśma.. Niby w mojej pracy też nie ma jakieś dużej różnorodności ale jednak każdy dzień wygląda inaczej mimo że jest w tym samym miejscu i pracuje się na tych samych materiałach i robi te same zestawy, chyba to też kwestia przestawienia się. Ja robię to prawie 7 lat ona zaczyna więc może moje odczucia są przesadzone i błędne.
Zobaczymy co czas pokaże.
Chodzę na siłkę, nie jem za dużo.. Może raz dziennie czasem raz na dwa dni, ale o tym już chyba pisałem na górze, a teraz tak sobie pier*ole to samo bo zamiast o tym gadać dookola to powtarzam to tu i w swojej głowie w końcu to moje przemyślenia, czyż nie?

Do tej pory nie pojawił się jeszcze żaden komentarz. Ale Ty możesz to zmienić ;)

Dodaj komentarz