Archiwum 12 listopada 2019


Z pamiętnika kozaka cz.19
12 listopada 2019, 23:41

Dzień 12
Wstałem rano, dużo wcześniej przed nią, nie chciałem wybudzac jej ze snu, uwielbiałem patrzeć jak śpi, lubiłem głaskać ja wtedy delikatnie i robiłem wszystko po cichu byle tego nie przerwać. Zrobiłem śniadanie i rozpalilem w kominku, żeby nie zabrakło jej ciepła gdy wstanie, po wszystkim obudziłem ja pocałunkiem, który przerodził się w skrócona wersję naszej ostatniej nocy. Zjedliśmy śniadanie, wypilismy kawe i musieliśmy zbierać się do jej domu, bo na moje nieszczęście dzień wcześniej jechała do Warszawy. Nie dane mi było spędzić z nią drugiej nocy. To zleciało tak szybko, za szybko lecz wewnętrznie czułem się trochę lepiej po jej słowach i deklaracjach. Wróciliśmy, skończyła się pakować i zbieralismy się do Warszawy. Po powrocie była już zupełnie inna niż sam na sam ze mną, znowu czułem od niej chłód, nie uśmiechała się, przesadnie sie dystansowala, zapewne i w mojej i w jej głowie dużo się działo, dodatkowo jechaliśmy z jej ojcem gdzie już po tym wszystkim nie pawalem do niego żadnymi pozytywnymi chęciami. Podróż, dziwna podróż, która miała nam jak trzem obcym osobom które zaklepaly przejazd na bla bla carze. Im bliżej Warszawy tym dalej ja od siebie czułem i wiedziałem że nieubłaganie kazdy kilometr zbliża nas do ponownego rozstania. Ona podczas podróży źle się czuła, może też przez stres i nerwy które odczuwala, lecz nie było po niej tego widać. Dojechaliśmy w końcu pod nasz dom w którym jeszcze niecałe dwa tygodnie mieszkaliśmy razem. Wysiedlismy, padał deszcz, straszny deszcz jakby niebo płakało nad nami wiedząc co się dzieje i wydarzy później. Pożegnanie było szybkie, miała uśmiech na twarzy, mówiła że wszystko będzie dobrze, że jest szczęśliwa na wyjazd pocałowała mnie szybko i uciekła do auta. Uczucie którego nie można opisać, wyrywanie serca przy tym to pieszczota. Stałem na tym deszczu, moklem i palilem fajki. Myśląc o niej, myśląc o tym rozstaniu i czując ból, jeszcze jej uśmiech na twarzy nie poprawił sytuacji, nie rozumiałem go, może był kamuflażem, może był szczery to okaże się później. Znowu nie spałem, znowu spędziłem kolejna noc w samotności, tęskniąc i nie radząc sobie z bólem który we mnie tkwi.

Z pamiętnika kozaka cz.18
12 listopada 2019, 17:05

Dzien 11

 

"chodz że mną tańcz, choć nie wiem sam, czy po to przyszedłem, czy chce właśnie Ciebie, czy to obojętne, to mocny jad, ja wampirem jestem, jeszcze o tym nie wiesz" - sarius wampir, 

 

Budzik o 5.45 przez mój sen brzmiał jak wybuch granatu w mieszkaniu obok, poderwalem się dosyć rzeźko i zacząłem się ogarniać, wybrałem dość eleganckie ciuszki bo przeciez nie codziennie robi się coś takiego, nawet jak na chuja bez uczuć w oczach innych muszę wyglądać dość elegancko. Myślę że jej się spodoba, zresztą sama wybierała mi te lachy więc inaczej być nie może. Jedynym kure*skim minusem jest to że jest zajebiscie zimno. No ale nic, wypiłem kawkę spaliłem szluga, ostatnie poprawki i w drogę, zimno i ponuro bez słońca. Ale idziemy, bus jest wsiadam, ruszamy... 

Siedzę tu patrząc jak Mirek wyprzedza tą krową kolejnych niedzielnych Januszy i nawet jakoś mnie to nie rusza, chyba i tak stanie się to co ma się stać, co nie zrobię, co nie powiem i tak kości zostały rzucone, ostatnia bitwę jaka jadę wygrać to z jej uczuciami do mnie, bez niej nie wygram wojny. Czemu podchodzę do tego bojowo? - nie bojowo, raczej to wyzwanie dla mnie samego, czy sprostam sytuacji, emocjom temu towarzyszącym i zachowam tyle klasy ile trzeba, nie mogę zmarnować tego czasu to jest teraz najważniejsze, muszę obiecać sobie ze jeżeli padnie temat wyjazdu nie wkurwie się nawet na pół sekundy, my tylko my i my. Koniec. 

Układam sobie słowa w głowie, co chce powiedzieć ale mogę się założyć że nic nie zapamiętam i tak będę leciał na spontanie. Ale to jest akurat dobre nie chce wiecznie wszystkiego planować, przez to wszystko u nas się zjebalo, każda pierdoła była planowana łącznie z seksem do którego trzeba było spelnic szereg wymagań. Liczę że to się wszystko zmieni przez ten czas i wyjdzie z niej ta dzika kotka która tak kocham jak z niej wychodzi i pieprzy się ze mną. 

Teraz chyba nic więcej nie napisze i tak w kółko pisze o tym samym.. Będzie dobrze, musi być :)

 

W końcu dojechałem do jej miasta, wypizgalo mnie w tym busie jak chuj, odjebany na elegancko czułem się na obiektywie wszystkich tych ludzi którzy stali do okola, dwa szlugi później doejchaly kwiaty, 25 czerwonych róż, duże, pełne czerwone kwiaty, długie i głęboko zielone łodygi zwiniete w całość robiły wrażenie, zebrałem się idę do niej, stanąłem za krzakami wyglądają jak idiota, no ale ch*j miałem wtedy na wszytko wyj*bane.. Dzwonię... 

Odebrała po kilku sygnalach, pytam sie czy jest w domu a ona pyta o rzekoma pracę która miałem skończyć - historia wymyślona na rzecz niespodzianki, niestety niespodzianka nie wyszła bo była już na mieście, powiedziała że wróci zaraz pod dom. Wróciła zobaczyła mnie i zapytała co ja tu robię calujac mnie kilkukrotnie, nie było w niej szczęścia, to było dość zimne, być może przez zaskoczenie bo myślała że może zobaczymy się dopiero na lotnisku, miałem być w pracy, wszedlem niespodziewanie w jej plany, zabuzylem jej plan i harmonię która ustawiła w swojej głowie. Nie czulem się wcale lepiej ze ja widzę, nie wiem czemu, to było wszystko takie zimne, takie ozieble że myślałem o tym w kwestii błędów. Weszliśmy do domu w drzwiach stała jej babcia która ucieszyła się na mój widok jako jedyna. To było bardzo miłe. W środku rozmawialiśmy tylko o wyjeździe i o tym że leci. Przekazała mi wersję, że wszyscy cieszą się na jej wyjazd, jednak od jej babci usłyszałem coś innego, ona sama powiedziała mi, żebym ja zatrzymał, powiedziałem że próbuje ale chyba nic z tym już nie zrobię, widziałem zawód na jej twarzy, ale jednocześnie też zrozumienie mojej sytuacji, ona wie że ja ją kocham i nie chce jej tam puścić. Walizki popakowane, robiła ostanie rzeczy z listy do swojego wylotu, w powietrzu była taka atmosfera że można było wieszać siekiery. Poniżej jeszcze przyjechał jej ojciec który widocznie ma do mnie jakaś przyjebka, wyraźnie zniesmaczony obecnością mojej osoby. Dzień dobry. 

Cześć. - odpowiedział oschle, nie liczyłem na powitanie z fanfarami, więc i ja wbilem ch*ja w tą sytuację i czekałem aż w końcu pojedziemy sami na tą działkę żeby spędzić czas samemu. 

Udało się to po jakimś czasie, po drodze zajechalisny jeszcze po jakieś jedzenie na kolacje i fajki, no i to był ten moment.. 

Nie był taki jak go zaplanowałem, zwłaszcza że 10 minut wcześniej padał zajebisty deszcz i grad. Ale niebo na chwilę się uspokoiło, jakby Bóg na chwilę dał mi szansę zrobić to co chciałem, nie czekalem z tym, pojechaliśmy nad wodę gdzie był ładny i romantyczny nastrój, nikogo nie było tylko my we dwoje i to co miałem w kieszeni. Wszystkie słowa które ukladslem sobie przez te dni i powtarzalem oczywiście wypadły mi z głowy i mówiłem to na spontanie, sens był taki sam tylko inaczej ubrany. Kolejny raz była trochę zdezorientowana, ale nie uronika nawet łezki szczęścia, kolejny raz widziałem że mimo wszystko nie wie jak to ma przyjąć i czemu to robię mimo tego co ona zrobiła mi i jak kurczowo się tego trzyma. Ja też tego nie rozumiałem, ale chciałem to zrobić, by nie żałować. 

Weszliśmy do jej domu na działce, ja wziąłem się za rozpalanie, minęło trochę czasu, zrobiłem jedzenie a ona siedziała przybita na łóżku,  chciałem by zrozumiała, że naprawdę tylko ona się dla mnie liczy, mimo wylotu mimo tego co się działo, to ona jest najważniejsza. W każdym związku przychodzi ten krytyczny kryzys i od dwójki osób zależy czy to wytrawaja.

Ja juz po części w sobie zaaakceptowalem ten wyjazd, choć nie ukrywam że nie będzie mi łatwo podchodzić do tego bez emocji. Rozmawialiśmy bardzo długo, o wszystim co między nami, co było i będzie. Cały czas będąc blisko, tej bliskości niedługo będzie mi bardzo brakowało więc ładowalem akumulatory na tyle ile się dało. Przytulalismy się, calowalismy a na koniec kochalismy. To było jedno z najlepszych naszych zbliżeń przez cały nasz związek, między nami był żar, taki jak w kominku przy którym to robiliśmy, działa się magia, czułem ta miłość, to pożądanie, nie chciałem by się to skończyło. Chciałem by było tak między nami w przeszłości dostałem teraz w ilości po stokroć mocniejszej. Nie potrafię nawet tego opisać, po prostu się nie da. To był niezwykły dzień i wieczór, zwieńczeniem był sen, zasnęła w moich ramionach i nie wypusculem jej ani na chwilę przez całą noc.

 

Z pamiętnika kozaka cz.17
12 listopada 2019, 10:52

Dzien 10

 

Wstałem i nadrobiłem pisanie tych dwóch dni, wczoraj nie miałem siły pisać, dziś z wena też jakoś tak nie do końca, wydaje mi się że najlepiej pisze mi się gdy jestem smutny, wtedy potrafię się zamknąć z tym telefonem i pisać i opisywać wszystko co czuje.

Ale może lepiej ze nie jestem smutny, budzę się wtedy z moją reszta optymizmu i stawiam czoła kolejnemu dniu bez niej, choć już jutro do niej jadę, cieszę się, ale mam też obawy jak zareaguje, jak to się potoczy, to mogą być naprawdę 3 piękne dni, wszystko zależy od tego jak się potoczą, jestem dobrej myśli, czekam na jutro, jeszcze dziś wieczorem o tym wszystkim pomyślę, zastanowię się co powiedzieć i jak to powiedzieć.

Zbieram się do pracy, obejrzałem już rano film wypiłem kawkę, podoba mi się to wstawanie rano, rano mam lepszy humor bo jeszcze nic nie zdążyło go zjebac tak sądzę więc, może ta siłownię przełoże na rano i po silce będę jechał do pracy, wracał wieczorem, brał prysznic i zasypial nieodpalajac w mojej głowie maszyny która potrafi rozj*bac wszystko co skrupulatnie układam w dobrym czasie.

Wieczorem oczywiście się wku*wilem bo czym byl by dzień bez tego? Oczywiście poszło o wyjazd, rozmawiałem z kolejną osoba która tam była, żyła jakiś czas, aktualnie żyje tam jego ojciec i znajomi no i oczywiście kolejna osoba mówi że to beznadziejny pomysł żeby tam jechać.. Że to już nie jest to same miejsce co kilka lat temu i nawet nie chodzi o bezpieczeństwo ale i o pracę. Najniższa krajowa brak możliwości rozwoju z najniższych stopni, a jak Ci się nie podoba to na twoje miejsce czeka już kolejnych 5 Polaków którzy będą robić za ten chajs. Moje pierd*lenie i tak nic nie da, pierdo*enie wszystkich innych też nie, musi sama umoczyc w tym wszystkim dupke żeby poczuć smak swojej decyzji i konsekwencji. Martwię się o nią jak ch*j, tylko myślę albo pisze o tym wyjeździe i łapie mnie wkurw. Mówię sobie, masz teraz dwa dni na to żeby spędzić z nią czas, dobry czas, jak już pisałem wcześniej najlepsze dwa dni od zawsze albo chociaż od ostatnich Kilku miesiecy, będę się uśmiechał, przytulal się, cieszył się nią póki to jest, jeżeli będziemy rozmawiać to bez wkurwienia, bez krzyku i płaczu, idę spać jutro w sumie dziś ważny dzień.

Z pamiętnika kozaka cz.16
12 listopada 2019, 10:51

Dzień 9

A słowo czynem się stało. Wstałem rano i pojechałem do galerii, poprosiłem by mój brat z dziewczyną pojechali ze mna, pomyślałem że ona może mieć podobny palec. Pochodzilismy po sklepach, wiedziałem czego szukam od początku, delikatny, złoty, niebanalny, zajęło to koło godziny i przelecenie wszystkich sklepow, ale w końcu się udało. Diament i złoto - klasyka, myślałem o czymś bardziej wyszukanym ale albo było to oblesne, albo wielkie, albo na palec wielkości dinozaura. Był jeden taki na wszystkie sklepy, o tym kształcie, nie za duży nie za mały, poprostu taki jak ona - wyjątkowy.

Mam nadzieję, że się jej spodoba, że za każdym razem gdy będzie na niego patrzeć, będzie pamiętać mnie, ta chwile która ma się wydarzyć. Może to nie wymarze wszystkich naszych błędów i złych decyzji, ale chcę by było naszym nowym początkiem, żebyśmy znowu jak kiedyś włożyli w ten związek 200% a nawet więcej, wierze w to i będę się starał.

Z pamiętnika kozaka cz.15
12 listopada 2019, 01:47

Dzien 8

Dużo się dzieje, próbuję to wszystko ogarnąć,  cały czas między nami są skraine uczucia cały czas, codzienne balansowanie od samego dołu i depresji do szczęścia i pozytywnego podejścia, ta karuzela wykancza mnie powoli, wykancza moja głowę, moje serce które cały czas napi*rdala jak by chciało wyskoczyć. Wczoraj rozmawiając było tak samo dół wku*wienie, szał, bezsilność łzy i szczęście jak się zegnalismy z czułymi słowami, dziś to samo, wróciłem po pracy roztelepany do domu, nic nie potrafi mnie uspokoić, niszczy mnie to w środku, każda wymiana zdań, każda chwila gdy nie potrafimy rozmawiać wywołuje we mnie telepanie, drżenie rąk i brak skupienia dodatkowo towarzyszy temu uczucie jak bym umierał jak by to co jest przemijalo, przemijalo bezpowrotnie, nie jest lżej, nie poprawia się, nie przestaje się czuć źle.
Jak by to powiedział taco - w piątki leżę w Wannie, dokładnie tak jest, nic mi się nie chce czuje tylko ból którego nie potrafię ukoic, ona też nienpotrafi, nie radzę sobie z tym. Przed tym jak wszedłem do Wanny znalazłem pod łóżkiem resztę jej perfum którymi zpsikalem sobie poduszkę i jej sukienkę, zaciagnalem się jak by to był ostatni oddech życia, ostatnie co poczuje przed śmiercią, chciałbym tego, umarł bym szczęśliwy. Jednak pisze to dalej i oddycham dalej i nie jestem szczęśliwy, nie jestem szczęśliwy bez niej. Czuję pustkę, ogromna dziurę jak by nic nie istniało do okoła, nic we mnie nie było, nic się nie liczy, tak bardzo bym chciał by tu była, wróciła i ja wypełniła, nic innego nie chce.
Każde jej słowo jest jak pocisk, to zabawa w rosyjska ruletkę, jeden to kapiszon który daje mi szczęście że dalej to trwa, drugi jest ostry i trafia mnie robiąc kolejna dziurę i kolejna i tak w kółko.
Chciałbym by zrozumiała większość tych rzeczy o których mówię, chciałbym by zrozumiała to co czuje, chciałbym żeby dobierala słowa tak by nie były ta ostra amunicja, piszę słowa sensualne które chciałbym usłyszeć gdy jest między nami szczęście i radość, w czasie gdy jestem rozjebany emocjonalnie, a te bolesne padają gdy robi się lepiej, to błędne koło i nie wiem jak mam na nie reagować, nie wiem co mam z tym robić, co odpisać. Teraz nie tęsknię za seksualnościa tylko za nią za jej głosem, oddechem, zapachem, obecnością, po prostu obecnością, która mi odebrała równie niespodziewanie jak pewnemu ojcu który przechodził na przejściu dla pieszych, szedł po pracy do domu, dzieci, żony, by wspólnie z nimi spędzić wieczór, by ich przytulić, powiedzieć kocham, przeczytać dzieciom bajkę, zjeść kolacje z żoną, porozmawiać, wziąć prysznic i zasnąć razem w łóżku po tym jak dokonali aktu miłości, niestety nie doszedł, potrącił go samochód, nie miał żadnych szans, wszytko to zniknęło w sekundę, zadajac ból im wszystkim większy od tego jaki czuł przy śmierci... zginął na miejscu, nie miał czasu się pożegnać, wyjaśnić niewyjaśnione, powiedzieć kocham i zrobić tego o czym marzył i myślał cały dzień, jego leżąca głowa, gdzieś przy krawężniku z zaplakanymi oczami jeszcze przez chwilę miała czas o tym wszystkim pomyśleć, wiedział że to koniec te ostatnie sekundy - czasami taki właśnie ból czuje, to nie jest do opisania.
Leżąc teraz w Wannie kontrastuje to z jej zdjęciem piersi który wysłała mi napewno w szczerej checi poprawy mojego nastroju, ale nie czuję podniecenia, nie chce jej nago, chce jej jako mojej kobiety. Nie wiedzialem co jej odpisać, zastanawiałem się chwilę i w skrócie napisałem co czuje, że chce jej nie jej ciała, mogą by być najbzydsza kobieta na ziemi a i tak bym chciał by była bliska, tak jak kiedyś, moja ukochana. Nie potrafię się teraz podniecic, nie sprawia mi to zdjęcie przyjemności, choć to pierwsze takie od czasu jej wyprowadzki i powinienem skakać pod sufit i walić konia póki nie wyleje się że mnie wszystko co mam w środku, jest najpiękniejsza kobieta na świcie, każdy milimetr jej ciała jest idealny, podnieca mnie w każdym stanie nawet jak jest po całym dniu w bluzie i bez makijażu, ten zapach, ta delikatna skóra sprawia że mój... staje na baczność w sekundę, chce by to wróciło, ale najbardziej na świcie pragnę szczęścia które tak naprawdę się liczy takiego jak w historii wyżej. Teraz nie potrafię. Mam nadzieję że to zrozumie.
Leżąc tu podjąłem decyzję co by się nie wydarzyło do niedzieli jadę, do niej w poniedziałek, nie wiem co jej powiem myślę o tym codziennie, chce spędzić z nią te ostatnie 3 dni w Polsce, chciałbym pojechać z nią na działkę, spędzić tam te ostatnie 3 dni, sami tylko sami, bez nikogo, niech to będą nasze 3 dni, a co do pierścionka może lepiej dać go tam,  nad wodą gdzie mnie kiedyś zaprowadziła, będziemy sami, bez nikogo, to będzie nasze, tylko nasze, bez zdjęć bez osób trzecich, zostanie tylko w naszych głowach i sercach. Będę walczył do końca, bo prawdziwy mężczyzna nie kapituluje gdy zaczyna przegrywać a walczy do końca swojego życia, do upadłego do ostatniego tchu, chce tego, chciałbym by to wszystko wyszło tak jak o tym piszę, mam nadzieję że ona też będzie tego chciała, że mnie nie odrzuci, że nie karze mi pakować się w pierwszego busa do Warszawy. Będę z nią do samego lotniska do samego wylotu, będę z nią tak samo jak ona była wtedy, gdy wylatywalem, chce byśmy znowu przeżyli to samo, te łzy, te spojrzenia i ostatnie dotyki ostanie przytulnie i pocałunek przed odlotem, chce by to utkwilo w naszych głowach, by nawet na sekunde już żadne z nas nie zapomniało o sobie, mimo że to ponad 1500 kilometrów i że to samo uczucie będzie towarzyszyło nam przy następnym naszym spotkaniu razem po jakimś czasie. Pamiętam co czułem za granicą, mimo że byliśmy na tym lepszym etapie związku, noc wcześniej nie spałem stałem czekając na tego od transportu już pół godziny wcześniej, jechałem jakby tam na lotnisku był koniec świata i ona, najchętniej sam bym tam pojechał by być jak najszybciej, a to jak zobaczyłem ja na lotnisku - nie do opisania, tak samo jak można cierpieć można też się cieszyć, to co we mnie było mogło by rozj*bac pół świata, miałem w sobie tyle szczęścia że gdymy je oddał, każdemu nieszczęśliwe u na ziemi to i tak by mi zostalo. Tak chce się czuć, tak chce by było przez resztę życia, naszego życia.

Boże, Ty jednen tylko wiesz co czułem i jak ją kocham.

W ogóle znalazłem jeszcze skarpetki które kiedyś kupiliśmy razem, takie dla bobasa, jest tam na jednej 50% mom i 50% dad, cieszy mi się ryj jak to pisze i płacze bo chciałbym by to się kiedyś wydarzyło, by nasze dziecko czy dzieci się narodziły, by wzięły po 50% z tych najlepszych naszych części, jeżeli kiedys to się zdazy będę najszczesliwszym człowiekiem na ziemi, wtedy już nic mnie nie złamie, obiecuję Ci moja kochana, obiecuję Ci Boże, będę najlepszym ojcem i mężem, jakiemu pozwoliles przyjść na ten świat.

Czekam na ten poniedziałek, chce tego dnia cholernie.

Jutro jadę po pierścionek, zaraz idę spać, choć pewnie to się nie uda, jeszcze napisze coś jutro, dretwieja mi już palce od pisania, Boże wiem że tam jesteś, daj mi siłę, odpowiedzialność, cierpliwość by ona mogła mieć ze mnie szczęście, to ta kobieta, inaczej byś nie doprowadził do tego że dajesz nam szansę.