Najnowsze wpisy, strona 1


Z pamiętnika kozaka cz.26
14 listopada 2019, 23:15

Toksyczna miłość..
Jeżeli ktoś przeczytał wszystkie moje wpisy, wie, że usłyszałem już kiedyś te słowa. Osobiście spędziłem długa cześć nocy czytając o tym i słuchając różnych wypowiedzi osób które doświadczyły tego w swoich relacjach. Analizowałem punkt po punkcie, analizowałem wiele aspektów które się pojawiły w mojej relacji, wiele moich zachowań i czynów których się  dopuściłem przez ten czas. Na jakieś 3 godziny materiałów dopatrzylem się dwóch rzeczy które mógłby na to wskazywać z mojej strony:
Pierwsze, to czynnik o którym pisałem czyli nawiązywanie kontaktu z innymi kobietami, wierność jest podstawą związku, wierność różniez jest rozumiana na wielu płaszczyznach i dla każdego zdrada moze wyglądać inaczej. Najczęściej dwie rozróżniane to fizyczna i emocjonalna. O ile nie muszę tłumaczyć tej pierwszej bo jest to oczywiste, jest to błąd którego nie powinno się dopuścić, nawet jeżeli ta zdrada to było typowe ONS bez żadnych uczuć i emocji oprócz czystego pociągu seksualnego, to dużo głębiej zwłaszcza w świadomości kobiet zapada ta druga czyli emocjonalna.
W moim przypadku, pisanie to nie miało żadnego innego celu niż po prostu dowartosciowanie się w oczach jakiejś kobiety, poprawa swojej własnej samooceny i ciekawość czy ja jako facet, dalej jestem atrakcyjny dla kobiet.
Nie było w tym żadnych uczuć, nigdy nie czułem nic do kobiety z którą pisałem, nawet pociągu seksualnego, te osoby były dla mnie tylko obiektem który miał podnieść moja samo świadomość i wiem że to podejście mocno przedmiotowe, ale tak było.
Robiłem tak bo nie dostawałem tego wystarczająco od swojej kobiety, może nie tyle co nigdy nie usłyszałem czegoś miłego, czy nigdy się tak nie czułem bo takie sytuacje się zdarzały, (w większości przypadków po klotniach). Nie czułem się doceniany na żadnej płaszczyźnie, zwykłe codzienne rzeczy które robiłem dla nas i dla niej były niezauważalne, choć może były ale nigdy o tym nie mówiła ani nie pokazywała. Nie czułem tego ciepła które kobieta powinna dać swojemu facetowi i nie mówię tu tylko o sprawach lozkowych choć to też sztuka oddać sie komuś tak by Twój mężczyzna któremu mówisz kocham czuł się atrakcyjny, pociągający, wyjatkowy, lecz zupełnie odbierając mi ja w sytuacjach gdzie było naprawdę kiepsko czy ze mną czy między nami. Odcinala mnie, Odcinala się sama od tego wszystkiego, zamykając w skorupie i będąc zimna jak kamień.
Łatwo widzi się u kogoś błędy, łatwo widzi się  potknięcia, lecz sztuką jest iść po tą osobę wtedy tam na dół i zlapac ja za rękę przytulić i powiedzieć żebyśmy wracali na górę, wrócę tylko z Tobą tam na górę bo Cię kocham i jesteś najlepszy. Prawda?
Po drugie co w sobie znalazłem to, że gdy zerwałas ze mną raz, drugi, trzeci to dalej chciałem walczyć, za każdym razem przyjmowałem to wszystko i próbowałem walczyć o to mimo bólu, łez i stanu który miałem.
Zrezygnowałas z walki i chceci naprawy tego na spokojnie bo łatwiej było wyjechać i uciec, ciężko było mi się pogodzić z tym że przyjęłas pierścionek, powiedziałaś że chcesz byśmy dali sobie czysta kartę i budowali razem rodzinę, dom i przyszłość, po czym lekko ponad tygodniu nie wiedziałas co do mnie czujesz i zerwałas, po moim przylocie pierwszy dzień miałaś wątpliwości, a drugiego dnia mówiłaś że kochasz tylko masz emocjonalny rozpierdol, ciwerkajac dalej o wspólnym życiu , a tydzień później znowu zerwałas przez telefon mimo obietnic i zapewnień że to więcej sie nie powtórzy, a jednak, każdy następny mój kontakt i próba walki kończyła się coraz ostrzejszymi słowami, kończąc tym że mnie nie kochasz i mam zniknac z Twojego życia. Tak, ta moja walka może wskazywać na toksyczna miłość.. To ironia.
Tak zachowuje się osoba która kocha na prawdę, której zależy mimo przeciwieństw jakie stawia życie, mimo próby odcięcia się od tego tej drugiej połowy, bo ciężko, bo trudno, bo sama nie wiesz co na dobrą sprawę Tobą kieruje i co masz czuć,  im bardziej walczyłem tym bardziej się odsuwalas, tym bardziej ranilas i to jest podobno toksyczna miłość, z czyjej strony?
Czy kiedykolwiek próbowałem Cię zamknąć w złotej klatce?
Czy kiedykolwiek Cię uderzylem, lub znecalem się psychicznie?
Czy kiedykolwiek Cię nie wspieralem w Twoich planach i chęci realizacji?
Czy czegokolwiek brakowało Ci na codzień?
Czy próbowałem Cię odciąć od rodziny lub znajomych?
Czy nie dbałem o Twój komfort psychiczny i fizyczny?
Czy nie dbałem o Twoje bezpieczeństwo?
Czy było cokolwiek co zrobiłem źle oprócz rzeczy które wspomniałem wcześniej?
Czy nie widziałem i przyznawałem się do błędów i nie zmieniałem i tego i nie starałem się żeby było lepiej?
Czy nie przepraszalem?
Czy Ty możesz odpowiedzieć sobie na te wszystkie pytania i cała resztę zagadnień które dotyczą toksycznej miłości i odpowiedzieć sobie  szczerze? Zrobić rachunek sumienia? Przemyśleć?
I odpowiedzieć mi na jedno, według Ciebie to było toksyczne?
Każdy popełnia błędy, każdy czasem ma gorsze dni, każdy czasem potrzebuje też czasu by pewne rzeczy zrozumieć. Wiedz że daje Ci go, mimo tego że każdym swoim znakiem życia chcesz sprawic mi ból i to robisz. 



Z pamiętnika kozaka cz.25
13 listopada 2019, 22:48

Wyleciałem w poczuciu tego, że wszystko o co tak walczyłem i na czym zależy mi najbardziej na świecie jest znowu moje, że znowu jesteśmy razem, że razem pokonamy ta barierę dystansu i wzajemnego braku siebie obok, w końcu to ma być tylko pół roku więc czemu mamy nie dać rady?
Kolejne 3 dni z mojej strony zalewalem ja uczuciem, kontaktem i wiadomościami, byłem tak przepełniony tym szczęściem, że chodząc po ulicy chciałem to krzyczeć by każdy do okola dowiedział się co czuje. Lecz coś było nie tak, coś znowu zaczynało infekować to co już było powierzchownie uleczone, byłem do tego stopnia zdesperowany, że zacząłem szukać i znalazłem tam już pracę, umówiony byłem w kolejnym terminie swojego przylotu na rozmowę rekrutacyjna, ale widziałem że w niej jest coś złego, coś jest nie tak. Z godziny na godzinę z dnia na dzień znowu zaczęła się coraz bardziej odsuwać, odsuwać mnie i nasza relacje oparta na rzekomo tym że dalej mnie kocha i chce o to walczyć. Nie walczyła o to, a z sama sobą. Po tych kilku dniach czytam wiadomość...
Słuchaj to wszystko nie ma sensu, byłam przejęta tym co mówisz i w jakim jesteś stanie, nie chciałam Cię ranić, chcialam zrobić dobrze dla nas a zrobiłam samo sobie tym krzywdę, jak byłam sama byłam szczęśliwa, a będąc z Tobą i mówiąc Ci to i myśląc o Tobie przez te kilka dni stałam się nie szczęśliwa, zdolowana, to były najgorsze dni od czasu kiedy tu jestem, ja do Ciebie już nic nie czuję.. Dalej uważam, że ta miłość jest toksyczna i mnie niszczy, nie chce tego nie chce Ciebie, chce być szczęśliwa, chce być sama, to koniec, to moje ostateczne stanowisko w tej sprawie...
Wiadomość miała taki ton i nie jest przepisania, tylko wspominana z mojej pamięci..
Kolejny raz to zrobiła w taki sposób, kolejny raz nawet do mnie nie zadzwoniła, nie podjęła nawet tego trudu, choc przed wylotem obiecała że jeżeli będzie w niej siedziało coś chu*owego to zaczęła z tym do mojego przylotu by przegadać to na spokojnie i drugi raz nie robić tego w ten sam sposób, nie zrobiła tego, nie dotrzymała danego mi słowa i obietnicy czego tyle razy oczekiwała i wymagała ode mnie w naszym wspolnym życiu. Kolejny raz dostałem cios, jeszcze silniejszy, choć i moja psycholog i rodzina ostrzegała mnie o tym że może to się powtórzyć i zrobi ze mną to samo, ale ja nie chciałem tego przyjmować do wiadomości nie chciałem brać tego co mówią inni no ale mieli rację...
Cholerny ból moje próby kontaktu skończyły się zablokowaniem mnie na wszystkich możliwych formach kontaktu, fb, Ig czy numery telefonu.. Wszystko. Każda moja kolejna próba kontaktu była odpierana przez nią coraz to mocniejszym ciosami, coraz to ostrzejszymi ostrzami które ochoczo wbijaly się w moje serce. Zdecydowała się to zabić, zabić raz na zawsze. Tak też brzmiały jej wiadomości, na moje wyznania uczuć odpowiadała tym że ona już mnie nie kocha i nic do mnie nie czuję, żebym dał jej spokój i się nie odzywał, że nie ma już mnie w jej życiu i nie chce żebym w nim był. Ostatecznym ciosem i zarazem ostatnia nasza wiadomością było zdanie
W takim razie być może nigdy Cię nie kochałam, nie wiesz co czułam, daj mi spokój raz na zawsze..

Bolało, boli i będzie bolało jeszcze długo. Każdego dnia gdy zamykam oczy w mojej głowie słyszę to zdanie i widzę je tak jak wtedy przeczytałem je na telefonie. Tak walsnie skończyło się jej uczucie do mnie, tak właśnie skończyłysię jej deklaracje, walka o nas i o to co było między nami. Zrezygnowała ze mnie, mimo tego że ja próbowałem tyle razy to ratować mimo tego całego bólu który przyjąłem i który nie jest nawet porównywalny do tego który ja zadałem jej kiedyś, nie jest bo ja walczyłem, bo ja się starałem za każdym razem, bo nawet na sekundę nie przestała być dla mnie najważniejsza osoba na tej planecie, bo oddał bym za nią życie bez wahania, zrobił bym zawsze wszytko by była szczęśliwa.
Popełniłem błędy - przyznaję, zadałem ból - przyznaję, skrzywdzilem ja - przyznaje, ale czy po tym wszystkim co robiłem na codzień, jakim byłem człowiekiem każdego jednego dnia, ile zrobiłem dla niej dobrego i osobiście znioslem bólu i cierpienia nie zasługiwalem na to by być kochanym? By dala nam szansę na nową przyszłość, by dała mi szansę na to by zakochała się we mnie na nowo, zostawiając w plecaku ten bagaż doświadczeń, przeżyć i emocji który mieliśmy za sobą? Czy ktokolwiek jest mi w stanie czytając to wszytko odpowiedzieć na te pytania?

Dziś siedzę sam w domu i pisze, w domu w którym kiedyś budzilismy się i zasypialismy, w którym jedliśmy śniadania i kolacje, calowalismy nasze koty, pilismy kawę, w którym kochalismy się i przezywalismy dobre i złe chwilę.
W każdym związku, w każdej relacji, rodzinie, znajomości następuje kryzys, to nie uniknione, nikt z nas nie jest idealny, nikt z nas nie popełnia błędów i jest nie omylny, gdy ktoś kiedyś znalazł receptę na szczęście każdy już dziś był by szczęśliwy to oczywiste, ale czy w życiu każdego z nas nie przychodzi taki czas gdy dostrzegamy swoje błędy, czas w którym skłaniamy się do refleksji, czas w którym potrafimy pomyśleć o drugiej osobie, czas w którym nie myślimy o tym gdzie popełnił błąd, gdzie zrobił jedna czy drugą rzecz źle, ale ile uczynił w naszym życiu dobra, ile zawdzięczamy mu dobrych chwil, ile wsparcia i jakim jest i był człowiekiem na codzień?

Ten miesiąc sprawił, że jestem już innym czlowiekiem, na codzień dostrzegam rzeczy których wcześniej nie widziałem, rzeczy o których nawet bym nie pomyślał tym bardziej w taki sposób jak aktualnie jestem w stanie to zrobić.
Powiedziałem jej ze nie czuję do niej żalu, nie czuję nienawiści i nie rozumiem jej nienawiści do mnie, że liczę na to że mimo swoich wyborów i decyzji jakie podjęła znajdzie to szczęście za którym tak namiętnie goni, szczęście które częściowo scielone jest nieszczęściem innych lecz to już nie mi oceniać, to jedynie moje odczucie, czy przemyślenie.
Codziennie modle się za nią, proszę Boga by była szczęśliwa, by nie stała jej się żadna krzywda, by ona znalazła drogę na którą ja wróciłem po pewnym czasie. Kiedyś byłem bardzo blisko Boga, codziennie rozmawiałem z nim i oddawałem mu swoje życie, w pędzie jaki pojawił się w moim życiu odstawilem go gdzieś na bok, odstawilem tego który pokazywał mi drogę przez dobre 8 lat. I zszedlem z tej dobrej drogi popełniłem błędy które teraz boleśnie do mnie wróciły otwierając mi oczy na wiele spraw.
Nigdy w niego nie zwatpilem, nigdy nie zawiódł mnie mimo że wystawiał mnie na różne próby między innymi czasu, który jest teraz moim mentalnym wiezieniem.
Ktoś kto myśli o tym że go nie ma, że nie istnieje.. Też tak kiedyś myślałem, odmawianie pacierzy, zdrowasiek i różańca na siłę czy pod przymusem nic nie daje, to jak by do Was odzywał się ktoś bo mu ktoś kazał, albo codziennie sypal tymi samymi zwrotami, też dla Was by to nic nie znaczyło, prawda? Trzeba go odnaleźć, trzeba zacząć z nim rozmawiać, dziękować i prosić, a jeżeli uzna to za dobre to da Wam to, jeżeli sami będziecie o to walczyć i się starać. Ja liczę na to że wysłucha moich próśb, że jeżeli sam pokaże, że na to zasługuje da mi szansę na to co w moim sercu dalej jest i będzie moim całym światem, a innym da szansę by zrozumieli to co teraz jest dla nich zupełnie niezrozumiane , oddaję swój los w jego ręce, już tylko tyle mogę zrobić.

Z pamiętnika kozaka cz.24
13 listopada 2019, 21:37

Noc minęła mi bardzo szybko, wstałem rano przyglądając się jej przez chwilę, podświadomie zegnajac się z nią na zawsze. Zebraliśmy się bo jechała na rano do pracy, staliśmy na przystanku gdy było jeszcze ciemno, znowu padał deszcz, było zimno i palilismy po fajce. Z jej ust padły słowa..
Będę miała dziś cały dzień w pracy by zastanowić się nad tym wszystkim, spotkamy się wieczorem i pogadamy o tym wszystkim..
Dobrze, będę czekał.. Umówiliśmy się na 19..
Wsiadla do busa i pojechała, a ja wracając płakałam i znowu przewijaly mi się wszystkie możliwe myśli przez głowę...
Wrocilem do domu ale już nie mogłem spać, cały czas o niej myślałem. W ciągu dnia napisałem do niej ze przygotuję na wieczór jakiś obiad by zjadła coś normalnego po pracy, ucieszyła się. Zawsze jedzenie i moje gotowanie ja cieszyło, mnie również jak zjadła kolejne kęsy i miała uśmiech i zadowolenie na twarzy. To taka nasza wspólna pasja w której oboje znajdowalismy szczęście, teraz bardzo często wspominam te wspólne posiłki, jej uśmiech i szczęście które wtedy było. W większości fragmentów opisane są same przykre rzeczy, ból i rozterki, lecz uzasadniam to tym jak się teraz czuję, zawsze uważałem i będę uważał, że między nami było dużo więcej tych fajnych rzeczy. Przeżyliśmy razem mnóstwo zajebistych chwil których nikt nam nie odbierze, oprócz tych kilku rzeczy które teraz pietnuje mianem błędów i pomyłek przez swoje samopoczucie, nasze wspólne życie było najlepszym okresem czasu w moim życiu, może też dlatego to wszystko tak teraz boli.
Cały dzien spędziłem na tym by znaleźć cokolwiek normalnego na kolacje, by ugotować jej coś w podobie do tego co szykowalem jej w Polsce, po drodze podchodziłem też po innych sklepach by kupić jej parę rzeczy które będą jej o mnie mimo wszystko przypominać i zostaną takie nasze.
Obiad miałem gotowy na prawie półtorej godziny przed umówiona godziną, kupiłem wino i trochę tapas by po kolacji miała co sobie skubnac, wszystko było gotowe czekałem tylko na nią.
Przez ten czas ukladalem sobie w głowie co powie, jak to wszystko się potoczy, czy może ten dzień był potrzebny by pewne rzeczy zrozumiała, jeszcze tego nie wiedziałem, czekałem, znowu pełny nerwow.
Nadeszła godzina zero, pobieglem po nią na przystanek i to co tam zobaczyłem przerosło wszystkie moje najśmielsze oczekiwania..
Stala ubrana w czarna idealnie dopasowana sukienkę, miała zrobiony makijaż i włosy, no i to co najbardziej mnie zaskoczyło... Pierścionek na palcu. Pokazała mi go i powiedziała.. Patrz co tu mam, z jej słodkim uśmiechem którego nie zapomnę do końca życia.
Powiedziałem że pięknie wygląda, byłem w ogromnym szoku, moja głowa i serce wariowalo.
Weszliśmy do domu przytulismy się i usiedlismy do kolacji.
Ze łzami w oczach patrzyłem jak je, ten widok sprawiał mi tak ogromna przyjemność, że nie jestem w stanie ująć tego słowami. Nie mogłem jesc mój żołądek był w takiej turbulencji że jedyne co mogłem przełknąć to wino.
Po kolacji zajadala tapas na łóżku popijając winem, dałem jej rzeczy które kupiłem rano, powiedziałem by jak mnie nie będzie dawały jej ciepło i wspomnienia o mnie.
Rozmawialiśmy o nas, padło dużo słów, dużo wątpliwości i pytan, jednak usłyszałem to od niej ze ona mnie kocha, że też chce spróbować o to zawalczyć, żebyśmy dali sobie tą ostatnią szansę żeby to naprawić, byłem szczęśliwy mimo tego całego bólu który wydarzył się wcześniej nic innego się dla mnie nie liczyło, przyjechałem tu walczyć i ta walkę wygrałem, z samym sobą. Jej zdania nie były do końca pewne, widziałem to w jej oczach że nie wszystkiego jest pewna, nawet mimo tego że tak mówiła.
Później znowu między nami działa się magia, kolejna noc której nie zapomnę. Nie wiem czemu po takich burzach wszystko między nami układało się tak jak od zawsze o tym marzyłem, chciałem by zostało już tak na zawsze, moja głowa, serce i dusza była gotowa na to że to będzie już zawsze takie jak tego wieczora.
Nigdy nie czułem w sobie tyle siły co wtedy, nigdy nie czułem takiej miłości i szczęścia, to był kolejny nowy początek bo jak mówią po każdej burzy wychodzi słońce, to słońce miało się już palić do końca świata - tak sobie powtarzalem.
Rano znowu odprowadzilem ja na przystanek do pracy, nasze pożegnanie było szybkie, bo odrazu miała busa. Ostatnie słowa jakie sobie powiedzieliśmy to kocham Cię. To były ostatnie słowa jakie usłyszałem od niej osobiście. Chcialem by też były pierwszymi które usłyszę za miesiąc jak przylece do niej z powrotem.
Cały dzień chodziłem z bananem na ryju dzwoniąc do brata i ojca i mówiąc o tym co się wydarzyło, czułem się naprawdę szczęśliwy, czułem że po tym wszystkim naprawdę już nie może być gorzej. Wsiadalem w samolot z nadzieją że już niedługo będę tu z powrotem. Rozmawiając z nią przed wylotem powiedziałem że nie chce od niej wylatywac, bo juz tęsknię, a ona odpowiedziała że cieszy się już i czeka na to jak będę tu z powrotem...

Z pamiętnika kozaka cz.23
13 listopada 2019, 11:18

Byłem zmarzniety na kość, telepałem się jak bym miał Parkinsona, zrobila nam po kawie i zaczęliśmy rozmawiać. To wszystko co napisała tak odważnie nie było już tak pewne przy wypowiadaniu mi tego prosto w oczy, przeczytałem jej kolejny list który pisałem przed przyjazdem do niej, przyjąłem taką formę przekazu bo wtedy wszystkie moje myśli były zebrane w jednym miejscu i przekazałem to o czym myślałem tyle czasu. Rozmawialiśmy przez kilkadziesiąt najdłuższych minut w swoim życiu, efektem końcowym było to, że kończymy to tu i teraz, choć w jej wypowiedziach padły słowa niepewności.
Kolejne pół wieczoru leżała we mnie wtulona i płakała, a ja wspominałem dawne czasy co raz słysząc jak coraz głośniej chlipie, albo przytula mocniej. Nie wiem czemu ale byłem bardziej spokojny że uslyszalem to od niej choć ból w środku dalej pozostał jej bliskość, dotyk i zapach rekompensowal mi ten ból. Nie chciałem by płakała, choć nawet wtedy jest piękna..
Chciałem zbierać się do domu bo było już późno, a wiedziałem że na rano ma do pracy, lecz chciała żebym został, nie byłem co do tego przekonany, po co się niepotrzebnie dalej ranić?
Jednak po jakimś czasie zdecydowałem się zostać mimo zajebistych wątpliwości.
Polozylismy się razem rozmawiając jeszcze chwilę, przytulala się tak jak dawniej zasypialismy codziennie, czułem jej ciepło i zapach który jest jedynym na świecie. Nikt nie pachnie tak jak Ona, kiedyś jej to mówiłem, że jestem w stanie go rozpoznać zawsze o każdej porze dnia i nocy.
Lezelismy wtuleni, calowalismy się, dała mi czułość, chciała się całować choć nie wiem czemu, pożegnanie? Rozstanie? Ostatnia czułość? Trzeba by było zapytać się jej samej. Chciała więcej tej czułości której ja nie chciałem już oddawać, za bardzo ja kochałem żeby dała mi to i nad ranem zabrała uciekając z łóżka tak jak już raz uciekła zostawiając ból. Powiedziałem jej wtedy, nie przyjechałem tu po czułość tylko po Ciebie i Twoja miłość, jeżeli jej mi nie chcesz dać to reszta jest w tym wypadku zbędna. Po chwili zasnelismy wtuleni.. Tak skończył się ten dzień.

Z pamiętnika kozaka cz.22
13 listopada 2019, 01:32

Kilka dni później.. 

Dziś juz wiem wszystko, po przebudzeniu się o 15 mogę napisać to na spokojnie leżąc w pustym pokoju, zabrałem jej wszystkie rzeczy do jednego koszyka, mimo że chce to nie mogę na nie patrzeć. Zrezygnowała ze mnie, choć mówi, że to przez te lata ja rezygnowalem z niej swoim zachowaniem względem innych kobiet. Mimo, że o tym rozmawialiśmy, mimo że tłumaczyłem jej czemu popadalem ciągle w ten sam błąd, jeden błąd który teraz skreśla wszystko. Zrobiłem wszystko co w mojej mocy pojechalem to wyjaśnić, w ch*j mi zależy na niej w ch*j ją kocham i każdy dzien nieodzywania się do niej był dla mnie meczarnia, teraz ona chce bym tą meczarnie przejdził codziennie. Czy to pokuta, czy to kara za to, że tyle czasu to wszystko w sobie trzymała i nie potrafiliśmy się wzajemnie słuchać? Wyjaśnienie, rozmowa, czysta karta dla naszej relacji, deklaracja i obietnice to dla niej już nic nie znaczy? Po tygodniu uświadomiła sobie ze to koniec pisząc to w wiadomości na fb. Gdybym się nie odezwał, pewnie tkwił bym w tym dalej, nieświadomy wyroku który już zapadł.

Czlowiek się zmienia, a ta sytuacja pokazała mi że ona jest miłością moje życia. Zaciełeś się kiedyś nożem? Miałeś kiedyś coś wbite w cialo? To właśnie coś co czuje 1 000 000 razy mocniej w swoim sercu, zakończyła to nie mając odwagi nawet do mnie zadzwonić. Nie powiedziała mi tego prosto w oczy, nie powiedział mi tego przed wyjazdem. Zadała mi największy możliwy cios jaki mogła, postąpiła ze mną jak z nic nie znaczącym smieciem i to poraz kolejny. Nie uważam naszej relacji za toksyczna, teraz taka się stała, kilometry różnicy i brak mnie obok załatwił sprawę, odebrał to wszystko co czuła. Nowe życie, nowe miejsce, nowi ludzie, w jej głowie prawdopodnie już od początku było to że chce zmienic swoje życie, chce je dalej zmieniać beze mnie. I z planów przeszła do czynów. Mówiliśmy o czystej karcie, o nowym początku o naprawieniu tego co jest nie tak o tym, że będziemy się widywać dzwonić i rozmawiać. Nie wiem nawet to co pisze nie ma tu logicznej spójnej całości, we mnie jest tyle syfu że nie wiem gdzie go mam wylać. Może potrzebuje spróbować tego z innym facetem, może ta nie świadomośc nie pozwala jej ułożyć logicznie w całość tego co teraz nazywa toksycznym związkiem bo nie przeżyła żadnego innego wcześniej? Nie wiem nie mam już siły o tym myśleć..
To była ostatnia karta pamiętnika który pisałem od momentu naszego pierwszego rozstania, każda emocja i myśl była wtedy mocno rozszargana, zresztą po tym jak jest to napisane można zdecydowanie stwierdzić, że było kiepsko. W tekstach tych nie wspominałem o myślach samobójczych które przewijaly się w chwilach największego bólu, nie wspominałem też o wizytach u specjalisty i terapii które były mi potrzebne, by odciągnąć mnie od tego całego psychicznego syfu. Wtedy jeszcze nie miałem odwagi o tym pisać, nie wiedziałem, że uczucie do drugiej osoby tak może zniszczyć mnie psychicznie. Dziś jestem w stanie o tym pisać, bo w dalszym ciągu chodzę na terapię i mam stały kontak że swoim psychologiem. Chciałem przekazać wam cześć swoich emocji które wtedy były ogromnie silne, lecz to jeszcze nie jest koniec tej całej historii.
Następnego dnia od napisania ostatniego tekstu (o ile dobrze pamiętam) kupiłem bilet do niej na lot za jakoś 3 czy 4 dni, by walczyć o to wszystko dalej lub usłyszeć bolesna prawdę prosto w oczy. Chciałem to załatwić jak dorośli ludzie, którzy rozmawiali i planowali że sobą wspólna przyszłość, dom, dzieci i rodzinę. Chciałem usłyszeć od niej to co była w stanie tak lekko napisać. Łamiąc mi serce, niech zrobi to osobiście, niech ma odwagę odrzucić wszystko to co zrobiłem, co chciałem zmienić i odbudować z tej ruiny.
Polecialem tam, oczywiście w terminie o którym nic nie wiedziała, pytała się co za lot kupiłem i gdzie lecę, lecz powiedziałem że to rozmowa o pracę w Niemczech, nie chciałem by miała możliwość obronić się przed tym po tym co zrobiła no i tak się stało.
Po kilku dniach siedziałem w samolocie, wybierając się w podróż z której mogłem wrócić po raz kolejny z tarcza lub na niej - innego wyjścia nie było. Z lotniska do hotelu poszedłem pieszo jakieś 13 kilometrów, wiedziałem że z pracy wróci późnym popołudniem więc czasu od ladowania było sporo. Między czasie w mojej głowie ukladalem słowa i to o czym będę chciał z nią porozmawiać z porównywalna starannością jak na górze w kartach z pamiętnika. Dotarłem, wziąłem prysznic przebralem się wypiłem kawę i ruszyłem na spotkanie pokonując kolejne półtorej godziny drogi. Po drodze kupiłem kwiaty, miałem że sobą listy któru napisałem wcześniej i kilka pamiątek, jedna z nich były wyżej wspomniane skarpetki dla dzidzi i zdjęcia z fotobudek które wisiały u nas w sypialni. Tego dnia pod wieczór robiło się już dość chłodno, ja ubrany w lekka kurtke i koszule naprawdę zmarzlem czekając jak wróci do domu z pracy, stałem i kręciłem się pod jej domem prawie 3 godziny, czekając na ten moment i wypalajac jakieś 2 paczki fajek.
Nastała godzina zero napisała mi że jest już w domu, więc wyslalem jej wcześniej napisana w notatniku wiadomość której treść brzmiała tak:

"Wiem że napisałaś mi, że nie potrafisz mi tego wytłumaczyć, ale cały czas nurtuje mnie  co do mnie napisałaś względem przynoszenia Ci więcej łez niż radości?

Rozuniem i zdaje sobie sprawę że ten ostatni czas był szeregiem skrainych uczuć, też łez i też bólu, ja też płakałam, mnie też bolało, ale cały czas wiem że jest to ten kryzysowy moment dla nas obojga, składa się na to ostatni czas, błędy przeszłości, brak rozmowy między nami, ale to wszystko wyjasnilismy sobie na działce, każdy ten aspekt, dodatkowo mówiłem Ci że początek wyjazdu będzie dla mnie również trudny emocjonalnie, bo może za bardzo ale się o Ciebie martwie, nie potrafię zdystansowac się do tego w 3 dni i przystosować do tego swoich emocji które dalej buzuja, za równo w Tobie jak i we mnie. Też to dla Ciebie jest trochę łatwiejsze bo to Ty wyjechałas, zmieniłaś miejsce zamieszkania które co sekundę nie przypomina Ci o przeszłości , bliskich których nie widzisz i z którymi nie rozmawiasz, którzy nie pytają Cię ciągle o mnie tak jak mnie o Ciebie, sytuacja, moje apele o kontakt, przyznaję że przegialem, że mogłem się mniej zirytowac i ochlonac. Ale mówię jest w tym bardzo dużo skrainych emocji jak i u Ciebie tak i u mnie, obiecalismy sobie ze jak widzimy podkurwienie drugiej osoby to próbujemy ja uspokoić, czy znalazłem to tamtego wieczoru w Tobie? Czy usłyszałem śmiech w słuchawce i przykra wiadomość że wiecznie będziesz ta zła. Nie tak o tym mówiliśmy.

Minął czas, według mnie potrzebny żeby się wyciszyć i zacząć rozmawiać na spokojnie, każdy następny dzień Twojego pobytu tam buduje we mnie poczucie większej pewności że wszystko jest okej i że jesteś bezpieczna i wszystko się układa. Po czym słyszę od Ciebie, że w ten tydzień nie wiesz czy to jest miłość, że to koniec, nie chcesz o to walczyć  i że podjęłas decyzję..

Każde z nas cierpi, oboje jesteśmy w tragicznej emocjonalnie sytuacji która jest dla nas nowa i nie wiemy jak sobie z nią radzić, ale właśnie po to mijają te dni żeby emocje te negatywne i skrajne opadły, a rodziła się między nami mądrość, zrozumienie sytuacji i sposoby pielęgnowania tego na dystans. Czy ucieczka i rezygnacja jest rozwiązaniem? Czy poddanie się i bezsilność która powoduje w Tobie to że nie ma mnie obok Ciebie pozwoliło Ci napisać do mnie to co napisałaś. To ta chustawka nastrojów, połączona z czasem w którym siedziałaś całe dnie sama w domu, nie pracowałas, nie myślałaś o niczym innym potegowala w Tobie tylko te złe wspomnienia, chwilę i negatywne podejście do mojej osoby, wypierając wszystkie dobre momenty z naszego życia i ostatniego czasu tylko po to by podświadomie mnie znienawidzic. Zrezygnowanie to podstawowy cykl orchonny naszych uczuć i głowy która to przetwarza i wzbudzanie złych emocji i błędów potęguje się po to by druga osoba przestała już w nas siedziec i nie czuć tęsknoty. I tu pojawia się temat uczuć, który również nie jest prosty, przez ten czas uczucia do mnie nie są nawet przez moment pozytywne, nie przewinęło się przez Twoja głowę za pewne nawet kilka tych dobrych chwil z przeszłości czy chociażby najświeższe wspomnienia z naszej ostatniej nocy, rozmowy, kochania, jedzenia i bliskości. To naturalne nie myślisz teraz o dobrych rzeczach bo czujesz złość, dezorientacje, smutek, tęsknotę, rozczarowanie tym że aktualnie to nie jest takie jakie miało byc i pomaga Ci to zapomnieć. 

Miłość to walka z tymi złymi diabelkami które siedzą w rzeczach o których pisałem na górze, zawsze w krytycznych momentach przychodzi to zwątpienie i pytanie czy to jest ta miłość? 

Tak konfrontoeanie się z tym i rozmowa o swoich rozterkach ze swoim partnerem to właśnie miłość, wzajemne wsparcie i przede wszystkim zrozumienie to miłość. Nie ma nigdzie napisane że jest zawsze piękna, zawsze miła i bezbolesna. 

To jak z perła, malza wpuszcza do siebie ziarnka piasku które obcieraja ja i bolą, podejmuje ten trud i wpuszcza do siebie kolejne ziarenka które tak samo ja obcieraja i tak kolejne i kolejne, po to by jak w niej te ziarenka bólu się ułożą to tworzą perle. Tworzą coś pięknego i idealnego i to właśnie w tym bólu trzeba przejść ten proces budowania, tworzenia i pielęgnowania tej perły. 

Chcemy więc mieć taką perle czy przy trzecim  ziarnku piasku pierdolimy i nie wkładamy wiecej bo czasem nas to obetrze? 

To podejmowanie trudu to chęć dwójki osób do tego by ta perle stworzyć, dla mnie ta perła jest rodziną z Tobą. Czy ze mną czy z każdym innym facetem ten trud będziesz musiała podjąć tylko że my już tego piasku w środku już mamy i wiemy jak się z nim obchodzić, a w innej relacji wszystko zaczyna się od początku. 

Kolejna rzecz to kwestia zmian w sobie, powiedz mi jakie to są zmiany że sugerujesz że wszystko w sobie musimy zmienic, proszę powiedz mi co według Ciebie jest u mnie wszystkim do zmiany, uważam że moja największa wada i niedopuszczalna absolutnie jest zaprzestanie poddtesktowych i nieczystych emocjonalnie relacji z innymi kobietami. - uświadomiłem siobie dogłębnie po tym wszystkim jaki Ci to sprawiło ból, nie zaglądam na żadne portale i nie mam zamiaru tego robić nawet jeśli ze mnie zrezygnujesz jeżeli chce więcej atencji to będę szukał jej u przyjaciół czy rodziny, kwestia zmiany myślenia, a więcej seksualności i pożądania chce budować między nami. 

Druga rzeczą jest okazywanie Ci więcej uczucia, nie pod względem seksualnym, a właśnie uczuciowo- emocjonalnym. Zrozumiałem, że to tak samo jak mi daje poczucie bezpieczeństwa i działa jak takie baterie które ładuje nam druga osoba dlatego jest to ważne zwłaszcza teraz gdy jesteśmy daleko. 

Reszta rzeczy to mniejsze lub większe pierdoly i problemy dnia codziennego z którymi się spotykamy na codzień i będziemy spotykać, jeżeli zadbany o fundament reszta będzie tylko kolejnymi pietrami tego wieżowca. 

Powiec mi proszę co w sobie musisz zmienić że mówisz że jest to wszystko, czy rzeczywiście nie widzisz w moich oczach i osobie akceptacji? Czy tylko wymagalem żebyś była inna? 

Kocham w Tobie ten uśmiech, to spojrzenie które zamyka Ci oczy, kocham Cię zarówno w skarpetkach i bluzie, jak i w seksownej bieliźnie i kiecce, kocham Cię jak pochłaniasz kolejne porcje jedzenia, tylko z Tobą jedzenie jest dla mnie pasja, kocham w Tobie miłość do zwierząt i wrażliwość na kwiaty, kocham nadzieję i wyrozumiałość, kocham delikatność i kobiecosc, kocham Towje ijo ijo na weselu i to że możesz spać 4 razy dziennie, kocham to jaka jesteś i czy się obrazasz o jakąś głupotę, czy krzyczysz na mnie ze nie wyczyscilem kuwety to tylko jakieś pierdoly które wynikają z życia razem, my naprawdę potrzebujemy zrozumieć to że to drugie nie chce dla nas źle, że nie jest wrogiem a przyjacielem i przede wszystkim ROZMAWIAĆ o wszystkich powodach do wkurwu żeby rozładować je na bieżąco. 

Czy Ty naprawdę chcesz szukać innego faceta który według Ciebie zaakceptuje Cię taka jaka jesteś mimo że ja też to robię i robiłem przez 3 lata, zmiany osobiste czy w związku to praca dwójki ludzi jeżeli im zależy na sobie i się kochają  naprawdę można czynić cuda i nie wbrew sobie tylko pokazać że taka zmiana przy wspólnej chęci może dać nam kolejny etap w związku. 

Tak samo akceptuje Twoja decyzję o wyjeździe, zrozumiałem że jest Ci to potrzebne, zwłaszcza po tym rozchybotaniu emocjonalnym, potrzebujesz znalezc siebie i swój cel w życiu, realizuj się, zmiana otoczenia też Ci dobrze zrobi, ale podczas tego chcesz i wypierasz z siebie to co według Ciebie i mnie było tak ważne. Dom, rodzina, dzieci, wspólne przejście przez to chuj*we życie. Jak już pisałem to ten dystans który robi Ci rozpi*rdol w głowie i sercu. Pragnę tego by nam się udało, tyle przeżyliśmy trudnych momentów, fakt to największy kryzys jaki mamy i dla mnie najbolesniejszy w życiu, ale właśnie w takich chwilach trzeba zebrać w sobie tą siłę i nie poddawać się, walczyć o osobę która się kocha, próbować do końca i pokazać jak bardzo mi na Tobie zależy. Dać z siebie wszystko. Dlatego wyjdź proszę teraz przed dom i przytul mnie mocno, bo czekam tu na Ciebie."

Teraz tylko czekałem, czekałem aż wyjdzie i ja zobaczę, nogi ręce i cialo drzalo mi jak szalone prze te wszystkie skrajne emocje jakie wtedy czułem. Zapaliło się światło, słyszałem klucz w zamku i w końcu w drzwiach pojawiła się Ona, z miną podobna jak za pierwszym razem gdy zrobiłem to samo, lecz z dużo chłodniejsza reakcja.

- co tu robisz.. zapytała?
- przyjechałem pogadać i walczyć o Ciebie..
- wejdź do środka, pogadamy, bo tu zimno.