Najnowsze wpisy, strona 4


Z pamiętnika kozaka cz.11
11 listopada 2019, 19:12

Dzień 4

W nocy dużo rozmawialiśmy, padło dużo słów, padło wiele wyznań, cały czas buzuja we mnie uczucia, czytając jej słowa dostawałem kolejne rany. Podjęła już decyzję. Wyjeżdża. Tak to boli, nie potrafię tego dalej sobie tego ułożyć cały czas o tym myślę, pisałem i pisałem powtarzalem prosiłem tłumaczyłem i chciałem dostać szansę by dała mi czas na naprawienie tego. 

Chciałem by wróciła tu porozmawiala że mną, już dawno tak nie rozmawialiśmy, nie chcieliśmy się słuchać, nie chcieliśmy widzieć tej drugiej strony, zamykalismy się przy małych sprzeczkach a gdy one narastaly to wybuchło, zbierając w końcu żniwo w postaci naszego związku. Myślę że potrzebowałem tego ciosu by to zrozumieć potrzebowałem doświadczyć tego jak ona zachowała się w stosunku do mnie, to cholernie zabolało, wyznalem jej ze tylko raz wcześniej czułem taki ból, znów były łzy, była bezsenność, były myśli, nawet przysypiajac widziałem to wszystko przed oczami. Póki co jest mi w chuj ciężko ale straciłem nadzieję na to że tu zostanie, jedzie nie będzie jej przy mnie i mnie przy niej jedzie sama. To boli.

Wstałem przed 6 nie mogę spać wypiłem kawę, wyplailem pół paczki fajek i siedze słuchajac vivaldiego.. To niezwykle ale wszystko mi się z nią kojarzy, każda jedna rzecz... Myślę że najbliższe dni będą trudne, dobrze że idę dziś do pracy, zajmę się czymś innym, nie będę o tym myślał.

Powiedziała że chce mnie jako mężczyznę że chce mi coś udowodnić że chce pokazać, chciałbym by to było prawdziwe, chciałbym nie przejechać się na tym że ja też będę czekał. W mojej głowie siedzi dużo rzeczy obaw zresztą się już powtarzam bo o tym pisałem, martwię się kur.. ! Cholernie się o nią martwię. Nie chcę by jej się stała krzywda, nie chce by została tam zraniona bo nie będzie mnie obok by ją ochronić. Wydaje mi się że ona tego nie rozumie, nie dopuszcza tego do świadomości, mówi o tym tak lekko jak by tam był raj na ziemi, a dalej nie ma żadnego planu. Całe nasze życie chciałem dzielic z nią każda chwilę, teraz mówi o zwiedzaniu i podróżowaniu tam sama, to też mnie boli. W mojej głowie to wszystko do czasu zaczecia pisania tych testów wydawało się inne. Teraz wszystko się zmienia, nie wiem czy na dobre czy na złe, nie wiem musi minąć czas bym ją też podszedł do tego z Chłodna głową. Napisała dziś w nocy że wróci i będzie chciała to wszystko udowadniać i imponowac mi na miejscu... Chciałbym by tak było, chciałbym jeszcze jednego.. Bym tylko ja był w jej głowie jak tam będzie. Czego się obawiam, co dziś widziałem we śnie?

Że poznaje tam facetów, jeden wyjątkowo jej się spodobał, widziałem ich chłodzących za rękę był wysokim ciemnym blondynem z zarostem a'la ja, uśmiechała się tak samo jak do mnie całowała go i przytulala się z nim, to z nim bywała w różnych miejscach, razem chodzili na imprezy tańczyli byli weseli, dalej widziałem koszmar przed którym się obudziłem płacząc, spała z nim, moja mala dziewczynka oddała się innemu facetowi.. To nie było dla mnie do ogarnięcia, próbuję to zapomnieć i przestać o tym myśleć.

Nie wiem czy stamtąd wróci, dopuszczam to do siebie że tam zostanie, że ułoży sobie tam życie i zrobi to z kimś innym, dopuszczam już chyba wszystkie myśli, ale dalej mam tą głupia nadzieję że znacze coś więcej w jej życiu, że jednak te 3 lata nie były stracone, że jestem dla niej kimś bardziej wartościowym niż uważała w ostatnim czasie i że nauczymy się czegoś o sobie nowego i zmienimy wszystko to czego teraz nie potrafiliśmy zrobić - przede wszystkim rozmawiać i spełniać się i spełniać sobą ta druga osobę. Wieże że jej ostatnie zachowania i słowa  były wpływem mocno emocjonalnym, ale godze się z tym niech to zrobi jeżeli musi, ja nie mam sobie nic do zarzucenia walczyłem i walczę do końca. Zobaczymy.

To moje wyznania i nigdy nie pisałem takich rzeczy napewno chciałbym żeby tu było dużo więcej napisane mam tego tyle że nie potrafię wszystkiego opisać.

Będę czekać, powiedziałem sobie, chciałbym z nią spędzić reszte życia, nie będę jej tego wysyłał chce zostawić to dla siebie. Chciałbym jeszcze trochę czasu przed wyjazdem z nią spędzić, chciałbym nie być taki rozdarty jak teraz, jeden ja mówi żebym nie robił nic by jej tam pomoc, bo moze wtedy szybciej wróci, a z drugiej strony szukam rozwiązań by miała tam jak najlepiej, które moje ja wygra, to pewnie dalej napisze tutaj. Myślę o tym wszystkim dużo. Dodam coś po pracy zbieram się.

Mogłem się spodziewać że przelkniecie tego wszystkiego w pracy i wyjście do ludzi nie będzie prostym aspektem i że czeka mnie kolejne wyzwanie z samym sobą i zachowaniem chłodnej głowy, zwłaszcza że każdy o nią pyta, każdy chce wiedzieć co się stało i próbuje radzić. 

Zapytałem jej, zapytałem czy przyjedzie wcześniej żeby się pożegnać, odpisała

"Raczej nie bo z tego co patrzyłam lot wykupie albo w czwartek albo w piątek więc będę miała tylko 4 dni na zorganizowanie tego, więc już mi czasu nie wystarczy. Z resztą nie wiem czy to byłby dobry pomysł. Nikomu by to nie zrobiło dobrze" 

Zapytałem więc czy po prawie 3 latach razem w dodatku tego jak się zachowała nie zasługuje na to by się pożegnać? 

Napisała krótkie - będzie nam tylko trudniej...

No kurwa nie wiem co mam napisać kolejna moja próba i kolejna przemielona z błotem i wysrana mi na głowę.

Napisalem po chwili zastanowienia że nie będę pisał ani się odzywał jakiś dłuższy czas, że życzę jej powodzenia i tyle. 

- nie znienawidz mnie za to, prosze - odpisała

To jest dla mnie nie do zrozumienia, jednak jakby chciała żebym czekał a z drugiej strony nie daje żadnego znaku i żadnego uchylenia od swojej decyzji przed wyjazdem. 

Zarchiwizowalem jej konwersacje na fb mimo to cały czas do niej zaglądam czy nie napisała do mnie chociaz podstawowych rzeczy o tym wyjeździe czy kurwa chociaż napisze ze tęskni czy myśli o mnie. 

Potem tylko praca, praca, praca praca w robocie dużo myślałem, a wieczorem porozmaiwalem o tym wszystkim z bratem, też mi było lżej wylalem to wszystko z siebie i chciałem żeby znał to co się u mnie dzieje. Pogadaliśmy to i mi pewne rzeczy wytłumaczyło - tak wytłumaczyłem sam sobie i zaaceptowalem to, to się nazywa konsekwencja czynów i zachowan, to naprawdę jebnelo mnie tak że nigdy więcej tego nie zrobię jeżeli to wszystko przetrwamy i naprawiamy. Noc znowu nie dawała spać chodź była pierwsza gdzie spałem dłużej niż 1.5 h. Do jutra. 

Z pamiętnika kozaka cz.10
11 listopada 2019, 19:10

Dzien 3

Poprzednia noc oczywiście skończyła się alkoholem, to jasne bezsilny ja sięgnął kolejny raz po butelkę, choć wczoraj dobitnie przekonałem się że nie łagodzi on bólu a jedynie go potęguje.
To moja 3 doba bez snu, zamknąłem dziś oczy w samochodzie na 20 minut, nie mam już siły płakać , a moje źrenice wyglądają jak bym pieścił je gazem pieprzowym raz na 15 minut. Rano wyjechaliśmy na grzyby, myśleli wszyscy, że to i mi dobrze zrobi.. pojechaliśmy w to samo miejsce gdzie byliśmy kiedyś razem, chodziłem pomiędzy tymi samymi drzewami co kiedyś chodziłem z tobą  trzymając się za rękę, śmiejąc, przytulając i całując.. Pamiętasz jaką mieliśmy z tego frajdę? jak kiedyś cieszyliśmy się ze wszystkich małych rzeczy , jak cieszyliśmy się z każdej dłuższej chwili razem ze sobą, na wolnym? Nie odzywałem się całą drogę co chwile spoglądając na telefon na którym ustawiłem sobie Twoją tapetę i czekałem jak głupi że może coś napiszesz, że może zadzwonisz i może się odezwiesz, chodziłem tam i płakałem , chodziłem modląc się i pytając tych drzew dlaczego dlaczego to wszystko się tak potoczyło, dlaczego muszę teraz nosić tyle bólu.
Odpowiedziałem sobie na te pytania a o to kilka z moich refleksji:
Przestaliśmy dbać o świeżość tego wszystkiego w tym pedzie i pogoni za coraz lepszym bytem zapomnieliśmy o najważniejszym – o nas, o nas których pamiętam z tych najlepszych czasów, gdzie wszystko nas cieszyło, zakupy w Tesco 24 po pracy, jak jadłaś słodko jadlas to co przynosiłem Ci z pracy , jak cieszyłaś się na mój widok jak wracałem w nocy do domu, jak przytulałaś mnie w zimnym przedpokoju i całowałaś, całowałaś tak jak by nic innego nie istniało, jak wyjechaliśmy w góry tylko we dwoje tylko po to by być razem SAMI, bez nikogo innego. Potrzebowałem tego pierdolnięcia, potrzebowałem bólu który czuje, potrzebuje tego że pisząc te słowa nie widzę na oczy bo leje się ze mnie, wylewa się moimi oczami cały syf tego świata który sam w siebie wpuściłem, wylewa się syf któremu pozwoliliśmy wejść do naszego związku. I dzisiaj nie uważam ze było nas za dużo tylko ze nie potrafiliśmy porozmawiać i czasem odpoczywać od siebie – teraz się to zmieni, będe pracował jak kiedyś będzie więcej czasu na tęsknotę do siebie.  Dziś nie ma arka, dziś jest wrak człowieka, czuje się pusty w środku czuje się bez niczego niczym skóra węża która opuściła moja dusza w formie jego ciała. Czuję, że Cię tracę, czuje Cie coraz dalej od siebie, nie chce tego słysz! Nie chce, nie chce budzić się sam, nie chce życ bez Twojego uśmiechu, bez Twoich fochów, min i grymasów, kocham Cię cała taką jaką jesteś i oddal bym wszystko by dać Ci szczęście, chce byś wróciła tu z kotem, żebyśmy dalej tworzyli to na czym mi tak bardzo zależy, tylko pytanie czy Ty czujesz to samo? Czy chcesz ze mną żyć i tworzyć to wszystko, czy zniesiesz mnie czasami z moimi humorami i tym jaki jestem. Nie jestem dobry w mówieniu o uczuciach, może pisac jest trochę łatwiej ale miałem w głowie tyle rzeczy które chciałem napisać a robiąc to mam pustkę. Nie zjadłem nic od 2 dni, palę tylko fajki, ale to nie ważne.
Chciałem zadzwonić jutro do Twojego ojca i porozmawiać z nim, powiedzieć ze ostatnim czasy było między nami chujowo na co nałożyło się dużo spraw związanych z lublinem, praca razem i brakiem rozmowy, chciałem powiedzieć mu to samo co napisałem w tym tekście, ze martwię się o Ciebie że jesteś całym moim światem, a ona nawet nie wie gdzie jedzie pracować u kogo za ile, nie mając tam nikogo na miejscu, nie mając żadnej świadomości o tym co może Cię czekać,
Chciałem go poprosić by porozmawiał z Tobą by jak facet facetowi pomógl mi Cię zatrzymać tutaj bo ja chce to naprawić, rozumiesz ? Chce wszystko naprawić, chce być Tobą na dobre i na złe...
Po wiadomości od Ciebie zadając Ci pytanie czy z nim gadałaś straciłem na to nadzieje, myślałem że powie Ci coś innego, nie wiem kurwa co myślałem , nie wiem.
Jesteś jego córka, on chce byś była szczęśliwa, pewnie tez dlatego tak powiedział, nie wiem nie umiem sobie tego wytłumaczyć że jest w stanie puścić Cię tam w ciemno, samą , nie jestem w stanie zrozumieć czemu Ty chcesz się na to porwać, zwłaszcza ze dostałaś ode mnie opcje że wyjedziemy razem.
Nie potrafie już skleić żadnego sensownego zdania, w głowie mam rozpierdol, moje serce jest rozkurwione na drobe cześci, bo wiem że Cie tracę. Mam milion obaw o wszystko i to mnie niszczy dziś jest jeszcze gorzej, codziennie im więcej godzin mija czuje się gorzej, nie umiem tego opisać, po prostu chce byś wiedziała jedno ….
Kocham Cię i proszę Cie nie wyjeżdżaj jeżeli mnie kochasz i myślisz o mnie poważnie, naprawdę możemy pogadać o tym wszystkim i ustalić coś żebyś tez mogła się realizować, ale nie rób tego w taki sposób w najgorszym dla nas czasie od początku trwania naszego związku. To nas zabije, ja wiem, że może wrócisz, ale dopuszczam to że ja będę tu czekał a Ty nie będziesz chciała z tamtąd wrócić, co jeśli spodoba Ci się tam tak że zostaniesz na stałe? Co jeżeli poznasz tam kogoś i przestanę być już kimś ważnym który jest w Polsce? Co jak dystans zniszczy tą miłość, co będzie dalej?! Nie szkoda Ci tego wszystkiego co zbudowaliśmy, nie szkoda Ci nas ? Naszego czasu ? Łez ? Smutku ? Radości ? Nie szkoda ? Bo mi jest w chuj szkoda. Chce wszystko z Tobą naprawić tylko z Tobą, ale nie zabijaj tego.

Kupując bilet proszę przypomnij sobie nas od początku jak się poznaliśmy, jak pierwszy raz się kochaliśmy, jak przy mnie zaczęłaś jeść mięso, jak jeździliśmy autem po Polsce,jak wzięłaś felka, jak zyliśmy z nimi cały ten czas, jak leżeliśmy na trawie się nie odzywając i patrząc w niebo, przypomnij sobie mój zapach, mój dotyk, mój pocałunek, przypomnij sobie jak czułaś się bezpiecznie w moich ramionach, przypomnij sobie moje spojrzenie i gdy klikniesz ten guzik, zabijesz tą osobę i to wszystko o czym przed chwilą myślałaś i puść sobie w tym momencie piosenkę „pezet -spadam” i daj sobie te 3 minuty i 26 sekund na zastanowienie się nad tym kliknięciem.

Kocham Cię, czekam na Ciebie i wieże, że wrócimy z tej dalekiej podróży razem.

Z pamiętnika kozaka cz.9
11 listopada 2019, 19:04


Dzień 2
Czemu zaczynam od dnia drugiego? Hmm.. Może dlatego, że odrazu po rozmowie z nią wszystko zaczęło we mnie buzowac, miałem miliard myśli na sekundę, nie potrafiłem, siebie wydusic słowa, a na mojej twarzy widniał firmowy uśmieszek tytułowego kozaka który miał ukryć wszystko to co działo się z moim sercem i dusza w środku. Wyszedłem z domu, rozwiązania szukałem w butelkach wódki i paczkach fajek której ilości nie potrafię określić do dziś. Na rano miałem do pracy choć dla niektórych 9 to środek dnia dla mnie poprzedni dzień się nie skończył, nie spałem tej nocy, koło wałem się z boku na bok razem z moimi myślami. wstałem z łóżka wypiłem kawę i wypaliłem ostatniego fajka z paczki podpalajac go moja zippo która mam od dawna i czytałem kolejny raz tekst który się na niej znajduje.. Podróż do pracy nie była jak zawsze, nawet nie potrafię tego opisać.. Po słowach które usłyszałem dzień wcześniej wszystko było inne, chodnik, autobus i ludzie na których nie potrafiłem patrzeć oczami przekrwionymi od płaczu i braku snu. W pracy.. Nic nie było takie same, siedem razy podchodizlem do jednej czynności a na twarz cisnely się łzy i grymas bólu, nie chciałem o tym mówić ale chyba wszyscy widzieli że jest coś nie tak, coś mocno nie tak i jednym zdaniem do wszystkich wyjaśniłem ich spostrzeżenia. Od mojego zaprzyjaźnionego wietnamczyka usłyszałem tylko " Osz kurwa. Spierdalaj" co w jego ustach znaczyło tylko jedno - chujowa sytuacje. Po czterech godzinach meczarni i krzyzowania mnie za barem każdym następnym zamówieniem pogadałem z główna salowa i zwolnilem się z reszty dnia w pracy. Nie musiałem tłumaczyć i nic mówić, ona sama pytaniem " jak jest?" i moim wyrazem twarzy połączonym z fizerunkiem zbudowanym przez ostania noc już nie zdawała więcej pytań. Pozegnalem się że wszystkimi to w końcu mój ostatni dzień pracy tam. Słysząc bezsensowne słowa "powodzenia" wyszedłem udając się w drogę powrotną do domu. Nie zaliczę telefonów które wykonałem do brata i ojca nie zaliczę minut które mi poświęcili próbując ułożyć to wszystko w mojej głowie, choć ja i tak nie byłem gotowy zebrać się w sobie by wrócić do domu gdzie była Ona osoba z która spędziłem najbardziej zawirowany czas w życiu, osoba z którą myślałem o wspólnej przyszłości osoba o której pisze i płacze na ten zjebany ekran telefonu i wpisuje lasami zle słowa.
Nie byłem gotowy na tą rozmowę, nie można przygotować się na taką rozmowę to nie rekrutacja do kolejnej pracy to nie spotkanie z koleżanką czy ziomkiem po latach. Po walce ze samym sobą otworzyłem drzwi mieszkania wcześniej zegnajac się i prosząc Boga o pomoc, zawsze do niego wracam jak mam najgorszy okres w życiu, sam jestem sobie winny że nie zawsze może mnie posłuchać... Worki torby i walizki, dźwięk suszarki z łazienki. Łzy w oczach i ból w klatce tak silny że poniedziałkowe uderzenie bejzbolem w plecy potraktował bym jak głaskanie.. Otworzyłem drzwi mówiąc jedne zdanie  -widzę że podjęłas już decyzję. Jesteś tego pewna? Na 80% - odpowiedziała. Zamknąłem drzwi usiadłem na kanapie i zarylem jak bym stracił własnego brata. Nie potrafię tego opisać po słowie mówiłem dużo, zdawałem pytania byłem w takim stanie że jedyne co czuje o tym myśląc to ból, straszny ból. Choć nasza rozmowa miewala różne stany pogodowe i była blisko mnie cały czas blisko, czułem jej dotyk od środka to było coś co przeszywalo mnie na wylot, nigdy nie pragnąłem jej dotyku i bliskości bardziej niż teraz - dostałem ją ale jak się okazało to było tylko chwilowe szczęście.
Mówiła że tak będzie lepiej, że to zmieni nasz związek na lepsze, że chce wyjechać i poukładać to wszystko nie skreślajac tego co jest między nami, to według niej ma być kuracja.. Ja też powiedziałem swoje propozycje rozwiązania tego i obawy - chyba w tej części nie chce o tym mówić choć jest to kluczowe zostawię to nie poukładane jak epizody w Star Wars. Przeprosiłem i ukorzylem się ze swoimi błędami których popełniam sporo, a szczególnie jeden którego nie akceptuje i ja boli najbardziej że wszystkich rzeczy, dodatkowo łącząc to ze swoim porywczym charakterem czasem mnożą się jak kumulacja w toku o kolejne, kolejne miliony. Szczegóły tej rozmowy są nasze i chyba chce by pozostały nasze bo to o czym pisze bardziej ma prezentować moje osobiste uczucia, odczucia i być jakaś nauką dla innych. Podjęła decyzję której się najbardziej bałem, oznajmiajac mi ją używając tekstu z znanego lub mniej znanego " Love Island" odkreconego na potrzeby sytuacji
-  Serce mówi inaczej, ale tym razem chce się pokierować rozumem... Wyjeżdżam.
Tego nie zapomnę do końca życia, siedziała we mnie wtulona że łzami w oczach które jej starannie wycierałem mówiąc że jest mądra dziewczynką i podejmie dobry wybór.
Co poczułem - nie powiem, nie znalem dotychczasz takiego bólu, odsuwajac ja od siebie usłyszałem "nie możemy tego normalnie załatwić?" odpowiedzialem - podjęłas decyzję.
Wychodząc na balkon i palac kiepa ręce tańczył techno. Słyszałem w kółko że to tylko krótki czas i to nas nie skreśla, powiedziałem cos o podejmowaniu decyzji i że dorośli ludzie muszą je podejmować a ona wybrała swoją.
Ważne jest to dlaczego postawiłem jej ultimatum że jeżeli wyjeżdża to nie ma nas. Po pierwsze primo całe 3 lata była w każdej mojej decyzji i wiedziała o każdym moim ruchu, o tym co planuje chce zrobić czy zrobię, a ja dowiedziałem się w niechlubnym pierwszym dniu paczatku końca, że za tydzień może dwa wyjeżdża za granicę, tak po prostu jak by mi powiedziała że idzie do zabki po hot doga i że nie wie czy jest to sens ciągnąć w takim razie.. To był cios z którego zbierałem szczękę z podłogi półtora dnia.
No i secudno czy jak to się tam pisze.. Miłość, to uczucie które do niej czuje i jest prawdziwe, pomijając sytuację opisaną w primo i moim samopoczuciu nic nie znaczącego śmiecia, to czuję je dalej to nie znika to nie jest bąk którego jebnie.. w tramwaju wszyscy czują dwie minuty a potem znika - choc może porównanie nie jest najlepsze jest w moim stylu. Martwię się o nią nie chcę by stało się coś złego, jest młoda i piękna kobietą, która naprawdę się podoba, a ja mam ją puścić sama do obcego kraju, gdzie nie ma zaplanowane gdzie będzie mieszkać co będzie robić ani żadnej nawet jednej pierdolonej rzeczy nie ma zaplanowanej. Ja będąc od niej starszy nie porwał bym się na coś takiego, z lekkością usłyszałem - pożyczę pieniądze wynajmę gdzieś pokój no i znajdę pracę gdzieś na miejscu.. Co lepsze tłumaczy to tym że wyjeżdżając nauczy się języka i wracając do Polski znajdzie lepsza pracę.
Pytam - gdzie będziesz pracować?
Wszystko jedno, mogę nawet jakieś gówno pakować na magazynie, byle za granicą odpowiedziała.
- Czyli uwazasz że pracując na magazynie i pakujac jakieś gówno z Polakami, ukraincami i brudasami z reszty świata nauczysz się angielskiego i wpłynie to na Twoja lepsza pracę po powrocie do Polski?
- tak, bo będę tam i będę się uczyć języka.

Nie ciagnalem tego dalej i tak nie wytłumaczę jej pewnych rzeczy, chciałem żeby poczytała o życiu tam, ludziach obyczajach i wszystkim, bo oczywiście powiedziała że nie zrobiła tego przed podjęciem tej decyzji. W mojej głowie widniały tylko najczarniejsze scenariusze, że ktoś zrobi jej krzywdę i zostawi w jej głowie i na jej ciele rany które będzie pamiętać do końca życia, a mnie tam nie będzie, nie będę mógł jej obronić, nie będę mógł pomóc, nie zna tam nikogo, ja też nie i to w tym wszystkim najgorzej mnie przeraża. Nie zna życia, nie zna tej ciemnej strony która może spotkać każdego, zwłaszcza ja samą, bez bliskich, bez języka i w obcym kraju. Wiem że nie musi tak być, wiem że wyjeżdża tak mnóstwo osób, ale chce dla niej jak najlepiej będąc z nią chce ją chronić to moje zadanie które do teraz spełniałem w stu procentach, chciałem to wszystko naprawić tutaj na miejscu i małym krokami dać jej szczęście, chce by się rozwijała i realizowała, ale nie w taki sposób mi to przekazując biorąc też pod uwagę to że między nami w ostatnich tygodniach było bardzo słabo.

Nie wiem jak do tego podchodzić może mi to ktoś kiedyś wytłumaczy, bo ona mówiąc że jej będzie lepiej ze sobą, jej samoocena i zrozumieniem świata po podjęciu takich decyzji jakoś do mnie nie przemawia.

Płacz, łzy i ból to towarzyszyło mi do samego jej wyjazdu do domu. Znoszenie jej worków z rzeczami i ta sama trasa która pokonalem kilka razy zadawała ból. Trwało to jakiś czas choć chciałbym by był to tylko zły sen i obudzić się przed jego rozwiązaniem, niestety. Palac ostatniego fajka pod blokiem siedząc na murku przed zapakowanym jej rzeczami samochodem i jej głową na ramieniu dalej plakalismy, choć starałem się zachować jak jakiś maczo i już nie płakać.
- Przemyśl to wszystko, ja tego nie skreślam, słyszysz?
- Naprawdę chcę tego czasu, zrozum mnie! 
- Obiecaj, że to przemyślisz - mówiła.
- Weź tą zapalniczke na pamiątkę jest tu bardzo ładny tekst, niech Ci o mnie przypomina. - dałem jej zippo z cytatem Zafou - " są osoby o których się marzy i osoby o których się śni" 
No i plakalismy dalej.

 

Powiedziałem żeby na siebie uważała i napisała mi jak dojedzie do domu, poprosiłem żeby też to wszystko przemyślala na spokojnie do czasu wyjazdu i że ja tu na nią czekam. Przytulalismy się jakis czas, nie chciałem by to się skończyło, pocalowalismy się ten ostatni raz który cały czas mam przed oczami.
Wsiadla. Zamknąłem drzywi. I poszedłem w stronę klatki. Wyjechałem winda, a przekraczając próg pustego domu padłem na kolana wyjąc jak dziecko któremu zabrano wszystko, cały świat.

 

Z pamiętnika kozaka cz.8
11 listopada 2019, 19:00

Przez jakiś czas gdy było już naprawdę Ch.. Owo ona mówiła, że chce porozmawiać, wróciłem do domu, siedziała na krześle przy szafie, zapytałem o czym chcesz porozmawiać? No i się zaczęło, nie pamiętam dokładnie słów bo byłem w takim stanie, że chyba nie kontaktowałem za bardzo i nie przyjmowałem tego co do mnie mówi, mówiła że podjęła decyzję, że to koniec, że to dalej nie ma sensu, że od dłuższego czasu nic się nie zmienia, jest coraz gorzej i jest już tym wszystkim zmęczona, szczerze naprawdę nie jestem w stanie przypomnieć sobie wszystkich słów i dialogów które wtedy padły, po wszystkim po prostu wyszedłem z domu i poszedłem do ojca, nie miałem ochoty na nic oprócz tego by zabić te myśli w swojej głowie i bólu który towarzyszył odczuwanym emocjom.
Zacząłem po kilku dniach pisać to wszytko co odczuwałem dzień po dniu wtedy tylko dla siebie, ale by zrozumieć emocje które temu towarzyszyły każdy kolejny dzień będzie właśnie wzięty z tamtych tekstów.

Z pamiętnika kozaka cz.7
11 listopada 2019, 15:37

Niedługo po tym wszystko zaczęło się w moim życiu pierd... Między nami było mocno neutralnie, może to przez to że już byliśmy ponad dwa lata że sobą, choć z perspektywy czasu uważam że było to bardzo krótko. Być może wkradła się rutyna dnia codziennego, być może skupienie się na obowiązkach i firmie uderzyło w nasz związek, dodatkowo te rzeczy które były za nami nie pomagały w tym wszystkim. Raz lepiej raz gorzej to chyba najlepsze określenie. Moja frustracja że firma pada i na nic nie starcza kasy i długi gonie długami nie poprawiały tego poczucia, cały czas szukałem wyjścia z tej sytuacji. Chciałem żeby było lepiej gonilem do szczęścia które mieliśmy na samym początku, robiłem to dla nas, naprawdę chciałem by to wszystko się poprawiło, po tych wszystkich błędach i porażkach, po ulewach i sztormach, by w końcu wyszła nad nami tęcza, słońce i wróciła nasza beztroska. wtedy padła decyzja że zamykam firmę i wyjezdzam za granicę żeby trochę więcej kasy było na nowy start. Wtedy kolejny raz szykowalismy się do rozloki która miała trwać jakieś 3 msc, w zależności jak to się wszystko ułoży za granicą. Powiem szczerze, że dawno nie płakałam rozstajac sje z nią, jechaliśmy na lotnisko, w samochodzie leciały piosenki które kojarzyły się nam z naszym wspólnym życiem, czułem wtedy miłość czułem że to wszystko nie jest jej obojętne, że to uczucie między nami jest prawdziwe. Polecialem i wytrzymałem tam bez niej niecałe dwa tygodnie. Pamiętam jak rozmawialiśmy przez telefon i powiedziałem jej, rzuć tam ta prace, kup bilet i przylec tu do mnie!
Jak rozmawialiśmy tak zrobiliśmy. Po kilku dniach była już ze mną, wiedziałem że to jest dla mnie najważniejsze i mimo tego że spedzalem całe dnie w pracy cieszyłem się że ona odpoczywa leżąc na plaży i wieczorem byliśmy razem, cieszyłem się że ma wakacje, że odpoczywa i jest obok. Jednak nasza przygoda skończyła się tam dość szybko bo już po miesiącu byliśmy z powrotem w Polsce. Zamknelismy temat knajpy i wrócilismy do Warszawy. Do tego momentu myślałem że wszystko idzie w dobra stronę, myslalem że idziemy z tym do przodu, ale nie tak było. Po powrocie do Warszawy mieszkaliśmy razem, pracowaliśmy razem, po pracy byliśmy razem, pojawiły się kłótnie i to przebywanie non stop ze sobą nie wyszło nam na dobre ani trochę, między czasie mój telefon gdzieś wyrzucił jakieś powiadomienie z aplikacji na której nawet nie siedziałem, dodatkowo pech sprawił że było to na weselu gdzie dodatkowo zepsuło to wszystko w tym dniu, nie chciała słuchać już moich tłumaczeń, po prostu straciłem jej zaufanie na tyle że wbilo to gwóźdź do trumny. Dużo moich błędów było niepotrzebnych, dużo rzeczy zrobiłem z mojej głupoty, niepotrzebnie ja raniac, może z biegiem czasu to wyglądało by lepiej, teraz to rozumiem ale czasu cofnąć się już nie da, uczuć, bólu i ran też. Ta praca razem, dalej problemy finansowe, moj kiepski stan po porażce z tą firmą, kłótnie o bzdury, niszczyly to doszczętnie. To był początek końca..